Prezentacja, nie slajdy. Przesłanie, nie reklama!
Piotr Bucki
Marketing w Praktyce nr 10 / 2016 / Narzędzia / artykuł z wydania drukowanego
Panel dyskusyjny podczas jednej z ważniejszych konferencji tego roku, World Communication Forum. Prowadzący kończy dyskusję i prosi każdego z sześciu panelistów o podsumowanie w dwóch zdaniach. Stoję w kulisach i liczę. Pierwsza osoba: dwanaście zdań. Druga osoba: siedemnaście zdań. Trzecia: osiem. Nikt nie zmieścił się w dwóch. Szkoda, bo ograniczenia w projektowaniu komunikacji i wypowiedzi tworzą napięcie. I jest to twórcze napięcie.
Szesnastego maja 1910 roku ukazało się najkrótsze opowiadanie świata. Brzmiało: „Baby shoes, never worn, for sale”. Autorstwo przypisywano początkowo Hemingwayowi, ale najprawdopodobniej jednak nie on jest autorem. Co nie zmienia faktu, że ta minimalistyczna forma zawiera duży ładunek emocjonalny, przekazuje treść i emocje. To ultrakrótkie opowiadanie zainspirowało wydawnictwo Smith Magazine do stworzenia zbioru opowiadań. Zaproszono znanych i mniej znanych autorów do stworzenia własnych, sześciowyrazowych historii. Każdy musiał się ograniczyć. Ograniczenia w tworzeniu komunikacji sprawiają, że myślimy i musimy bardzo precyzyjnie wyrażać myśli. Oszczędnie. Z umiarem.
Niech żyją ograniczenia
Dobrego prelegenta, startupowca czy panelistę poznaję także po tym, czy potrafi się zmieścić w ramach czasowych i czy tak zaprojektuje swoją wypowiedź, by zmieścić się w danym czasie. W danej strukturze. Często bywa jednak tak, jak w przytoczonym przez blog Janina Daily konferencyjnym bingo: „Człowiek-akademik na piętnastominutowe wystąpienie przygotował 180 slajdów. 2 minuty przed końcem czasu jest już na trzecim slajdzie. Jest szczerze zdziwiony, że nie zdążył”. Nie lubimy projektować wystąpień. Nie lubimy ram czasowych. Wolimy skupić się na projektowaniu slajdów.
Kiedy jeden z członków gabinetu prezydenta Wilsona pogratulował mu sztuki zwięzłego wysławiania się publicznie i spytał, ile czasu potrzebuje, żeby przygotować dobre wystąpienie, prezydent Wilson odpowiedział: „To zależy. Jeśli mam mówić 10 minut, potrzebuję tygodnia przygotowań. Jeśli 15 minut, potrzebuję trzech dni. Jeśli pół godziny, dwóch dni. Jeśli mam mówić pół godziny, potrzebuję dwa dni przygotowań. A jeśli mam mówić godzinę, to mogę zacząć teraz”. Tę wypowiedź przypisuje się także Abrahamowi Lincolnowi. Nie ma jednak większego znaczenia, kto jest autorem. Znaczenie ma pięknie pokazana odwrotna proporcjonalność długości procesu przygotowań do ostatecznego efektu. Innymi słowy (a powiedział to bodajże Mark Twain), „gdybym miał więcej czasu, napisałbym krótszy list”. Bo ograniczenia tworzą twórcze napięcie.
W świecie fizycznym znamy swoje ograniczenia. Konstrukcje inżynierskie powstają, by wyzwolić nas z ograniczeń. Ale powstają też w środowisku, które te ograniczenia tworzy. Fizyki nie da się oszukać. Widowni też. Stąd wielu prelegentów męczy swoje widownie, zupełnie nie ograniczając swobodnego przepływu intelektu. Bądź bardziej dosadnie – nie przerywając swojej „słownej sraczki” (ang. data dump). Tak jak można nauczyć się projektowania budowli, komponowania, tak jak można nauczyć się prawidłowo robić przysiad – tak też można nauczyć się projektować komunikację. I proszę tego nie mylić z projektowaniem slajdów. Je naprawdę możemy stworzyć na samym końcu. Albo w ogóle. Slajdy to wizualne wzmocnienie naszej komunikacji werbalnej i pozawerbalnej, a nie proteza. Nie sufler, z którego pomocy będziemy korzystali, czytając treść podczas konferencji czy prezentacji przed zarządem.
Szacunek dla odbiorcy
Przy projektowaniu komunikacji trzeba pamiętać, że druga osoba będzie przetwarzać to, co my przygotowaliśmy przy pomocy różnych procesów poznawczych. Czyli procesów, którymi nasz mózg i umysł mapują sobie rzeczywistość. Procesów, które umożliwiają nam zrozumienie lub nie tego, co mówi prelegent, kolega na zebraniu czy startupowiec do inwestora. Jednym z takich procesów poznawczych jest uwaga. I tu mała uwaga: ludzie nie zwracają uwagi na wszystko. Najczęściej uwagę skupiają treści emotogenne, czyli takie, które wywołują emocje.
Uwagę przykuwa też zmiana. Elementy znane, ale przedstawione w nowy sposób. Przykuwa to, co zaskakuje. I to, co jest podane w prosty i zrozumiały sposób. Nic więc dziwnego, że w przypadku wszelkich wystąpień świetnie sprawdza się opowiadanie historii. Prostych, zaskakujących, konkretnych, wiarygodnych, emocjonalnie naładowanych. Storytelling sprawdza się naprawdę wszędzie, również w komunikacji biznesowej. Warunek: historia ma sens dla słuchacza i rzeczywiście nawiązuje do tematu prezentacji, wystąpienia czy prelekcji. O tym, że historie działają nawet w przypadku służby zdrowia, przekonywała Jenn Maer z IDEO podczas World Communication Forum Davos-Łódź. W swoim piętnastominutowym wystąpieniu prezentowała studia przypadków, które jasno udowodniły, że w przypadku zrozumienia pacjenta, jego potrzeb, przy podawaniu diagnozy czy wzmacnianiu nawyków pacjenta, naprawdę sprawdzają się narracje oparte na historii. Ludzie biznesu i lekarze nie mają innego mózgu, który przełączają, gdy tylko otwierają laptop. Dobrze opowiedziane historie sprawdzają się podczas prezentacji dla zespołu. Podczas prezentacji dla klienta. I podczas prelekcji na konferencji branżowej.
Projektowanie przesłania
Komunikat, wystąpienie, reklamę, artykuł, można zacząć od mocnego stwierdzenia, dobrej statystyki, liczb pokazanych w kontekście. Można zacząć od mocnego elementu wizualnego czy pytań. Ale nie należy zaczynać od gadania o sobie ani od zbyt kurtuazyjnego dziękowania widowni za uwagę i możliwość podzielenia się tym czy owym. To wata słowna. Chris Anderson w podręczniku dla mówców TED przestrzega przed takimi wstępami, a także przed banałem. Zamiast powiedzieć„Otyłość zabija”, lepiej powiedzieć „W 2016 roku z powodu chorób powiązanych z otyłością w Polsce zmarło 20 tysięcy osób. To tak jakby zniknęła połowa mieszkańców Sopotu”.
Pracując nad prezentacją, warto także brać pod uwagę tak zwaną łatwość poznawczą, czyli stan, w którym mózg łatwo przetwarza informacje, podąża za logicznym ciągiem, przygotowanym dla niego przez mówcę. W tym stanie mózg bardziej też wierzy w to, co słyszy. A chyba na tym nam zależy, kiedy łączymy funkcję informacyjną z perswazyjną. Bo w komunikacji nie chodzi o to, co mówimy, ale o to, co chcemy osiągnąć.
Żeby to uzyskać, warto rozpoczynać pracę nad komunikatem od postawienia sobie czterech pytań. Pierwsze: co mają zrozumieć słuchacze? Drugie: co mają zapamiętać? Trzecie: co mają czuć w poszczególnych częściach prezentacji? I czwarte: co mają zrobić słuchacze po wysłuchaniu mojej prezentacji? Pierwsze pytanie dotyczy całościowej idei, którą przekazujemy. W przypadku drugiego pytania nie ma co stawiać na więcej niż trzy, góra cztery rzeczy, które mają zapamiętać słuchacze. Bo też tyle na pewno zapamiętają – nie więcej. I to nie dlatego, że mają zakres uwagi muszki owocówki, ale dlatego, że tak jest skonstruowany nasz mózg. Emocje, które zawarte są w odpowiedzi na pytanie trzecie, są także ważne. Emocje sterują uwagą. Również te negatywne. Lęk czy smutek świetnie ogniskują atencję na mówcy i modelują zachowanie widowni. Warto też dać widowni do zrozumienia, co ma zrobić. Po wykładzie czy prezentacji.
Projektowanie komunikacji to proces oparty na wiedzy z zakresu psychologii poznawczej i empatii. Skoro projektujemy strategie marketingowe i interfejsy w modelu human-centered design, to dlaczego z podobną empatią nie podejść do komunikacji? Ale uprzedzam: to zajmuje czas. Czy warto go poświęcić? Każdy sam to osądzi.
PS: ten tekst miał mieć 7600 znaków ze spacjami. Ma 7564 znaki. Ograniczenia tworzą twórcze napięcie.
ARTYKUŁ Z WYDANIA DRUKOWANEGO
Piotr Bucki, rocznie analizuje ponad 500 wystąpień i współtworzy ponad 200. Trener, wykładowca, autor publikacji z serii Bucki Academy, które wzmacniają kompetencje miękkie
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.